M. GÓRLIKOWSKI, PAŃSTWO GUCWIŃSCY – RECENZJA

Ona. Z charakterystycznym, wysoko upiętym kucykiem na głowie i słabością do przygarniania najsłabszych zwierząt. On, z przyklejonym do twarzy uśmiechem i posadą dyrektorską wrocławskiego Ogrodu Zoologicznego w kieszeni. 

Hanna i Antoni. Idą w stronę Odry. Za nimi cztery pumy, dwa lamparty i lisek. Mieszkańcy wrocławskiego Biskupina od 1959 roku obserwują swoich popularnych sąsiadów, którzy w asyście zwierząt przemierzają drogę do pracy. Jeszcze nie wiedzą, że kilkadziesiąt lat później przyjdzie im śledzić proces znanego całej Polsce sąsiada z Siemiradzkiego 18, oskarżonego o znęcanie się nad niedźwiedziem Mago.

O tym, że kilkadziesiąt lat to nie jest jednostka czasu, do której można się przyzwyczajać nie wie za to Magda, niedźwiedzica z Tatr, która we wrześniu 1991 roku, razem z młodymi daje się złapać do niewoli. Pod nowym adresem, we wrocławskim ZOO, na próżno będzie szukać bliskich jej połonin.

Głośna sprawa niedźwiedzia Mago, który za rządów Gucwińskich spędził w ZOO dziesięć lat uwięziony w 12m2 klatce – to jeden z wątków opisanej w książce historii Państwa Gucwińskich. Marek Górlikowski stworzył reportaż biograficzny, który czyta się, jak najlepszą książkę przygodową. Zadał sobie niesamowicie karkołomny trud prześledzenia losów Gucwińskich, by swoją publikacją odpowiedzieć na fundamentalne pytanie: jak to możliwe, że osoby, które przez niemal czterdzieści lat traktowane były w Polsce jako najwspanialsi obrońcy i opiekunowie zwierząt, dopuszczają się tak skrajnie odmiennych etycznie czynów? Górlikowski w fantastycznie skrojonej książce przeprowadza nas przez życiorysy pierwszych celebrytów W Polsce, próbując – w sposób obiektywny pokazać ich życie, pracę, kontakty z innymi ludźmi, a przede wszystkim ich podejście do zwierząt. Nawet jeśli losy Gucwińskich, ani wrocławskiego ZOO nie interesują Was ani trochę, wciąż namawiam na lekturę tej pozycji. To opowieść nie tylko o tym, jak pracowali Gucwińscy, jak wyglądała ich kariera telewizyjna od zaplecza i dlaczego zwierzęta zastąpiły im dzieci. To przede wszystkim historia o tym, że ogrody zoologiczne nie są dla zwierząt, tylko dla ludzi.

Niesamowicie podoba mi się struktura tej książki. Lwia część tekstu dotyczy bezpośrednio życia i pracy Gucwińskich, ale autor dociera także do osób, które z Gucwińskimi przyjaźniły się lub pracowały. Przytacza też mnóstwo nieznanych wcześniej faktów  (wiedzieliście, że w willi tego znanego małżeństwa drzwi gościom otwierał niekiedy goryl, a wąż boa potrafił wywabić Hannę z wanny, domagając się swojej kąpieli?), przeplatając ze sobą różne wątki i zamykając je w krótkich, dobrze spuentowanych tekstach. Dzięki temu czytelnik nie ma poczucia znużenia czy zmęczenia natłokiem wspominanych faktów.

Górlikowski gra anegdotą, sceną, mocnym dialogiem. Mojej uwadze nie umknęły bardzo dobre tytuły poszczególnych rozdziałów. Niektóre z nich są cytatem wyciągniętym z całego tekstu, inne trafnie sparafrazowanym frazeologizmem. Przykłady: „Przyjęli nas jak zwierzęta. Z sercem”, „Niedźwiedzia przysługa”, „Posłanka zoo”, „Safari w kraju Krecika”. Fajne, pomysłowe nagłówki, które dobrze korespondują z resztą tekstu. Widać, że Górlikowski językowo czuje się jak ryba w wodzie. Struktura książki jest przemyślana, narracja świetnie poprowadzona.

Wielki szacunek dla autora i redaktorki Katarzyny Węglarczyk za stworzenie wybitnej, bogatej w szczegółowe opisy lektury, którą czyta się jednym tchem.

____

M. Górlikowski, Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie, Wydawnictwo ZNAK